Wywiad z Rexem Weylerem w Polityce

Jacek Żakowski: – Jest pan dumny?
Rex Weyler: – Z czego?
Jacek Żakowski: - Z Greenpeace...

Tak rozpoczyna się długo oczekiwany wywiad z Rexem Weylerem, współzałożycielem Greenpeace, który możecie teraz znaleźć w kioskach i salonach prasowych w całej Polsce razem z najnowszym numer tygodnika Polityka. Wywiad ten przeprowadził Jacek Żakowski przy okazji wizyty Rexa w Polsce promującej wydanie jego książki "Greenpeace. O tym, jak grupa
ekologów, dziennikarzy i wizjonerów zmienia świat"...

Wywiad z Polityki w wersji elektronicznej
http://www.polityka.pl/nauka/1501409,1,rozmowa-ze-wspolzalozycielem-greenpeace.read

Recenzja książki na stronach naszego bloga

Zachęcamy do lektury obu!

Katowice – przystanek w drodze do Kopenhagi…

Jak może wyglądać Ziemia za 50 lat? W jakim miejscu znajdzie się człowiek? Czy spełnią się katastroficzne wizje przyszłości Naszej Planety? Film "Wiek Głupoty" pokazuje Ziemię w 2055 roku. Kiedy to po kataklizmie ostatni żyjący ludzie budują schron, w którym przechowywane jest dziedzictwo ludzkości - ostatnie pozostałe okazy zwierząt, owadów oraz roślin na Ziemi. Kustosz tego miejsca (Pete Postlethwaite) przegląda materiały z przeszłości i stawia pytanie. Dlaczego nie powstrzymaliśmy zmian klimatycznych na Ziemi, kiedy jeszcze było to możliwe? Odpowiedzi szuka w stylu życia społeczeństwa XXI wieku.
Film reżyserii Franny Armstrong to kino powstałe ze szlachetnych pobudek, zaangażowane w dzieło odbudowy naszej zbiorowej świadomości w realne zagrożenia jakie płyną z postępujących Zmian Klimatu.



Mieszkańcy Katowic już zobaczyli co może stać się z Naszą Planetą jeżeli już teraz nie zaczniemy skutecznie działać przeciwko zmianom klimatu. Wczorajsza projekcja filmu ,,Age of Stupid - Wiek Głupoty" zgromadziła przed ekranem w Klubokawiarni Przedświt ponad 50 osób. Po filmie odbyła się krótka acz gorąca dyskusja na temat zmian klimatu. A osoby które jeszcze tego nie zrobiły podpisały się pod Petycją do Polityków stworzoną w ramach kampanii TyDecydujesz.org.

Do szczytu klimatycznego w Kopenhadze zostało zaledwie 10 dni... TyDecydujesz.org to akcja mobilizująca polityków do działania w kwestii ochrony klimatu i transformacji gospodarczej opartej na czystych technologiach. To głos wszystkich, którym zależy na życiu ludzi i zwierząt zagrożonych zmianami klimatu. Twoje jedno kliknięcie może wiele zmienić...

Misie uciekają z Zoo...

Katowice w akcji...

„Misie uciekają z Zoo...” pod takim hasłem śląska grupa lokalna Greenpeace postanowiła włączyć się w działania międzynarodowej Akcji na rzecz Klimatu w dniu 24 października 2009 roku. Aktywiści wraz z misiami przekonywali mieszkańców Katowic jak ważne jest to aby powstrzymać jak najszybciej zmiany klimatu, które już teraz zaczynają być odczuwalne dla mieszkańców wszystkich zakątków naszego globu.

Katowicki happening odbył się o godzinie 14:00 i miał miejsce na ulicy Stawowej gdzie wolontariusz oraz miś stali z banerem na którym widniało hasło „Stop CO2. Uratuj Misie: 350.org”. Pozostali aktywiści wraz z misiami zaatakowali centrum miasta aby rozmawiać z ludźmi oraz rozdawać ulotki przygotowane na to wydarzenie. Śląscy wolontariusze mieli szczęście – pogoda dopisała i nie padało oraz w trakcie happeningu pojawiły się media. Na całym świecie odbyło się w 181 państwach łącznie około 5200 akcji na rzecz klimatu.

Kampania 350.org

350.org jest to międzynarodowa kampania, która ma na celu stworzenie ogólnoświatowego ruchu na rzecz zażegnania kryzysu klimatycznego. Są niewielką grupą z całego świata, kierowaną przez młodych ludzi. W ciągu najbliższych dwóch lat chcą, by liczba 350 przeniknęła głęboko do powszechnej świadomości— aby stała się wszechobecna, niezależnie od barier społecznych, językowych i ideologicznych. Dlatego też głównym hasłem tego ruchu jest liczba 350 – to jest 350 części CO2 na milion. Aby uporać się ze zmianami klimatu, musimy działać szybko ale co ważniejsze wszyscy razem. Obecny rok jest kluczowy. W grudniu czyli za niecały miesiąc światowi liderzy spotkają się na konferencji w Kopenhadze w Danii, by opracować nowy ogólnoświatowy traktat o obniżeniu emisji zanieczyszczeń. Problem polega na tym, że obecny projekt traktatu jest zupełnie niewystarczający wobec powagi kryzysu klimatycznego – nie zdaje testu 350.

Dlaczego 350?

350 ppm (parts per million – części na milion) to według czołowych naukowców górna granica bezpiecznej zawartości dwutlenku węgla w atmosferze. 350 ppm to liczba, do której ludzkość musi wrócić jak najszybciej, by uniknąć niekontrolowanych zmian klimatu. W chwili obecnej jesteśmy na poziomie 385,92 ppm, musimy jak najszybciej zredukować tą liczbę do bezpiecznej granicy 350 ppm. Niestety, światowe negocjacje w sprawie zmian klimatycznych celują w znacznie wyższy limit CO2, co, według wielu naukowców, sprawi, że skutki globalnego ocieplenia będą nieodwracalne. Tak więc potrzebujemy jak najszybciej międzynarodowej umowy o zmniejszeniu emisji dwutlenku węgla.

Barwna historia Wojowników Tęczy recenzja książki Rexa Weylera

Od wydania w Polsce pierwszej książki opisującej historię organizacji Greenpeace minęły już dwa miesiące. Najwyższy czas na jej szerszą recenzję. Dziwicie się, czemu dopiero teraz? Dzieło Rexa Weylera, legendarnego współzałożyciela Greenpeace, ma przecież ponad 700 stron!
Ale nie powiem, że ciężko przebrnąć. Wręcz przeciwnie! Rzecz w tym, że książkę można czytać na kilka sposobów jednocześnie. Na szczęście przed Wami długie jesienne wieczory. A w międzyczasie, spotkanie z samym autorem!

Kronika, książka historyczna
Weyler z dokładnością kronikarza opisuje pierwsze dziesięć lat fundacji Greenpeace. Czyli od nieformalnych spotkań grupy zapaleńców w Vancouver w Kanadzie i pionierskiej wyprawy na północny Pacyfik przeciwko próbom jądrowym, do momentu przeobrażenia jej w międzynarodową organizację z siedzibą główną w Amsterdamie w 1979r. Autor, trzymając się chronologii wydarzeń, krok po kroku opowiada, kto, co, gdzie, jak i kiedy sprawił, że Greenpeace stał się jedną z największych organizacji broniących przyrody. Przeczytamy zatem o pierwszych wyprawach na północny Pacyfik w obronie wielorybów. O kampanii w obronie fok w Kanadzie. O procesie przeciwko rządowi francuskiemu za staranowanie jednego ze statków Greenpeace’u. Dowiemy się, jak niemal z dnia na dzień organizacja rosła (nowi ludzie, kampanie, statki, biura, kraje) i zdobywała kolejnych zwolenników. I, na szczęście stosunkowo mniej, przeciwników. Weyler, zbierając materiały do napisania książki, jeździł po świecie i przeprowadzał wywiady-rzeki z osobami, które odegrały kluczowe role w pierwszych latach Greenpeace’u., Posiłkuje się także obszernymi notatkami i dziennikami założycieli i założycielek. Z szuflad wyciągnął sterty własnych wspomnień spisywanych ponad 30 lat temu, a wciąż bardzo żywych! Nie zapomniał też o dziennikach pokładowych statków tworzących ówczesną flotyllę organizacji. Autor niekiedy odwołuje się do ówczesnych pisarzy, filozofów i naukowców, takich jak Karl Gustaw Jung, Marshall McLuhan czy Allen Ginsberg, z dorobku, których czerpali pierwsi Greenpeace’owcy. Nie zdziwi Was zatem, że same przypisy i informacje bibliograficzne zajmują na końcu książki ponad 30 stron!

Powieść sensacyjno - przygodowa
Nie bójcie się jednak wspomnianych dat i historyczności, bo książkę „Greenpeace” czyta się jak powieść sensacyjno-przygodową z ekologią w roli głównej oraz tajnymi służbami i miłością w tle. I to z jednej prostej przyczyny. Greenpeace naprawdę zrodził się z wielkiej przygody. Bo jak inaczej nazwać wyprawę starym kutrem w samo serce amerykańskich prób nuklearnych na Pacyfiku? Albo manewrowanie na środku oceanu malutkimi pontonami pomiędzy wielorybami a statkami kłusowniczymi i wybuchającymi harpunami, które świstały tuż nad głowami aktywistów i aktywistek. Czy przygodą nie jest organizowanie naprędce wielkich koncertów charytatywnych w celu zbierania funduszy na kolejne kampanie? Albo wykradanie z norweskiego biura statystycznego tajnych dokumentów zawierających pozycje nawigacyjne oraz trasy rosyjskich i japońskich statków wielorybniczych. Niektóre przygody były też bardzo bolesne, jak pobicie do nieprzytomności członków Greenpeace’u przez francuskich agentów w Paryżu czy napad uzbrojonych po zęby komandosów na załogę jednego z greenpeace’owych statków. Czytając o kolejnych przygodach ekologów, łatwo zapomnieć, że opisane wydarzenia nie są tylko literacką fikcją.

Analiza socjologiczna
Nazwa Greenpeace pojawia się dopiero na 77. stronie książki! Nie licząc tytułu rzecz jasna. Co jest wcześniej? Autor przenosi nas w realia lat 50. i 60., kiedy lęk przed wojną nuklearną był coraz powszechniejszy. A opór społeczny wobec militaryzmu i niszczenia środowiska coraz silniejszy. Weyler, jako mieszkający w Kanadzie, uciekający przed poborem i wojną w Wietnamie, emigrant z USA, osobiście uczestniczył w powstawaniu jednego z najważniejszych ruchów społecznych XX i, jak się okazuje, XXI wieku. Weyler umiejętnie przeplata emocjonalną narrację z opisem bardziej zdystansowanym, całościowym. Dzięki temu, w jego książce nie brakuje spojrzenia na społeczny kontekst narodzin pacyfizmu i ruchu ekologicznego w ogóle. Co więcej, przedstawiając krótkie biografie założycieli Greenpeace’u, autor pokazuje jednocześnie, jak to się stało, że losy na pozór bardzo różnych ludzi w pewnym momencie złączyły się w jednym celu. Greenpeace powstał w wyniku spotkania ludzi z różnych światów. Byli wśród nich kontrkulturowi aktywiści, hipisi i uduchowieni mistycy, typowi przedstawiciele ówczesnej kontrkultury. A z drugiej strony, zacni dziennikarze, naukowcy, kwakrzy. Jakkolwiek się różnili, łączył ich fakt, że wszyscy byli dziećmi swojej epoki - rosnącej świadomości ekologicznej. Następnie to oni właśnie, prowadząc brawurowe kampanie Greenpeace’u, wpłynęli na jej rozpowszechnienie.

Książka reporterska
Weyler, jak kilku innych założycieli Greenpeace’u, jest dziennikarzem. Dzięki temu, jak na reportera przystało, nie zapomina o szczegółach, które dodają smaku całej opowieści. Jak na przykład cytując kanadyjskiego łowcę fok: „To nędzne i obrzydliwe zajęcie. Wcale mi się nie podoba. Uważam, że to najbardziej zboczony interes, w jakim zdarzyło mi się brać udział.” Lub przypominając o poświęceniu jednej z aktywistek, która w swej waginie przemyciła kliszę ze zdjęciami ukazującymi pobicie załogi statku Greenpeace’u przez francuskich komandosów. Dzięki tym dowodom wybuchła międzynarodowa medialna afera i możliwa była dalsza walka w sądzie. Innym razem, Weyler przypomina, jak, dzięki marihuanie, załoga statku zdemaskowała tajnego agenta CIA, który w końcu przyznał, że wcale nie rozumie, po co ma ich śledzić. Po czym pracował na pokładzie równie ciężko jak reszta załogi. Weyeler ukazuje także te trudniejsze momenty w historii samej fundacji. Wewnętrzne spory o dalsze strategie, o przywództwo, sposób organizacji. Niekiedy wydaje się, że tym razem to już będzie koniec, choć przecież wiemy, że Greenpeace działa do dziś (jakże skutecznie!) i przetrwał nawet trudniejsze momenty, jak choćby wybuch bomby na statku.

Manifest ekologiczny
Książkę można odczytać jako świadectwo człowieka, który brał udział w powstaniu jednego z najszlachetniejszych ruchów w historii ludzkości. Jest to ruch tym bardziej szczególny, że, choć stworzony przez człowieka, w swoim centrum stawia nie tylko jego samego, lecz całą przyrodę. Weyler przytacza ze szczegółami głębokie dyskusje oraz dylematy filozoficzne i ideologiczne, które towarzyszyły powstawaniu organizacji. Pokazuje, jakie wartości przyświecały założycielom i z odpowiedziami na jakie pytania musieli sobie oni poradzić. Nie zabraknie tu oczywiście nawiązań do mitologii indiańskiej, czy nowożytnych autorów, dziś już klasyków ekologii, jak Arnee Naess czy Rachel Carson (Silent Spring). Weyler, pisząc historię Greenpeace’u, pokazuje, że walka o zachowanie czystej planety i innych gatunków, jest nie tylko szlachetna, ale i bardzo pociągająca. To wyzwanie, które aż prosi się, by je podjąć. Zresztą zapytajcie jakiegokolwiek aktywistę czy aktywistkę Greenpeace’u w Polsce, a powiedzą Wam to samo, opowiadając o własnych greenpeacowych przeżyciach i wyzwaniach. Hmm… swoją drogą, mam nadzięję, że ktoś to wszystko spisuje, by po latach, jak Weyler, wyciągnąć z szuflady. W końcu Greenpeace Polska też zasługuje na swoją opowieść.

Tomek

PS. Już niedługo będziecie mieli okazję spotkać się i osobiście porozmawiać z Rexem Weylerem! Wystarczy, że wybierzecie się na jedno ze spotkań autorskich, na które specjalnie przybył do Polski:

Warszawa 22.09 Wtorek godz.17.00
Redakcja "Polityki", Słupecka 6, Salon Polityki - Rozmawia Jacek Żakowski
Warszawa 23.09 Środa godz.18.30
"Tarabuk Księgarnia&Kawiarnia", ul. Browarna 6, spotkanie z autorem.
Kraków 24.09 Czwartek godz. 18.30
Księgarnia "Pod Globusem", ul. Długa 1, spotkanie pod patronatem Krytyki Politycznej poprowadzi Michał Olszewski z Tygodnika Powszechnego.

"Greenpeace - O tym, jak grupa ekologów, dziennikarzy i wizjonerów zmieniła świat"
Autor: Rex Weyler, Wydawca: Buk Rower 2009, s. 720, cena 69 zł.

Naga prawda o zmianach klimatu

Znany fotograf Spencer Turnick rozpoczyna razem z Greenpeace Francja kolejny ekscytujący projekt. Każdy może wziąć w nim udział! Wystarczy zarejestrować się na stronie http://www.greenpeace.fr/tunick/en

Okazuje się że zmiany klimatu dotykające Francję już teraz powodują zniszczenia w winnicach. Może to w niedalekiej przyszłości doprowadzić do załamania się produkcji francuskiego wina. Jeśli nie podejmiemy działań teraz, wielowiekowa tradycja ulegnie zniszczeniu.

Od ponad 15 lat Spencer Turnick tworzy instalacje z nagich osób i fotografuje je w różnych częściach świata. Jego prace zawsze pokazują związek ludzkości ze środowiskiem naturalnym. Tym razem zaprasza wszystkich do wzięcia udziału w oryginalnej kampanii na rzecz ratowania klimatu. Pracą tą chcemy zaapelować do przywódców świata, którzy już w Grudniu zbiorą się na Szczycie Klimatycznym w Kopenhadze, by podjęli wiążące decyzje i podpisali ambitne porozumienie na rzecz klimatu.

Potrzebni są wolontariusze, którzy zapozują do zdjęć. Sesja odbędzie się początkiem października w Burgundii. Więcej informacji i formularz rejestracyjny znajduje się tutaj: http://www.greenpeace.fr/tunick/en

Rok 2007, 600 wolontariuszy pozuje na szwajcarskim lodowcu.




Podzwrotnikowe wody topią Arktykę

Naukowcy i załoga na pokładzie Arctic Sunrise zbierają kolejne dane dotyczące zmian ekosystemu Arktyki. Statek opuścił port Sermilik na Grenlandii i wypłynął na otwarty Ocean Arktyczny w celu zebrania informacji o temperaturze wody. Wiemy już że podnosząca się temperatura powoduje topnienie lodowców, ale już wpływ ciepłych prądów morskich jest słabo zbadany i dlatego badania prowadzone przez zespół naukowców pod kierunkiem dr Fiammy Straneo z Woods Hole Oceanographic institution mogą okazać się przełomowe.
W ciągu minionej dekady byliśmy świadkami dramatycznych zmian pokrywy lodowej Grenlandii. Jedną z przyczyn masowego topnienia lodowców może być napływ ciepłych wód podzwrotnikowych do grenlandzkich fiordów. Zjawisko to jest na tyle słabo zbadane, że naukowcy wciąż poszukują dodatkowych danych.




O dowodach na to, że winę za globalny kryzys klimatyczny ponosi człowiek można przeczytać w dzisiejszym wydaniu Rzeczpospolitej. Artykuł powołuje się na najnowszą publikację w prestiżowym „Science”, w której czytamy, że wg geologów druga połowa XX wieku była najgorętszym okresem w ciągu ostatnich 2 tys lat i nieprzypadkowo zbiegło się to w czasie w nagromadzeniem gazów cieplarnianych, które były (i nadal są) produktem ubocznym działalności ludzkiej od momentu rewolucji przemysłowej.

Więcej informacji, zdjęć i nagrań z ekspedycji Arctic Sunrise na Grenlandię możecie znaleźć tutaj.

Wczoraj w Gdyni zakończyliśmy nasz Tour de Baltic

A tym samy zakończyliśmy również zbieranie podpisów pod petycją do Ministra Środowiska.
Petycję przekazaliśmy w czasie konferencji prasowej wraz z prezydentem Gdyni Wojciechem Szczurkiem na ręce Hanny Dzikowskiej - regionalnej dyrektor ochrony środowiska.

Na konferencji obecne też były osoby zaangażowane w próby utworzenia tego rezerwatu od wielu lat: prof. Skóra, dr. Andrulewicz i wielu innych. Konferencja przebiegła w bardzo milej atmosferze. Prof. Skóra użył wręcz określenia „lukrowanie”, bo faktycznie dużo było pochwał, obietnic, deklaracji. Teraz nadszedł czas na kolejny etap związany z praktyczną stroną tworzenia rezerwatu. Ta konferencja nie jest dla nas końcowym sukcesem, ale dopiero początkiem tworzenia sieci rezerwatów morskich na Bałtyku.

Tour de Baltic trwał prawie cały sierpień. Hasło przewodnie „Bałtyk najsłodsze morze świata. Chrońmy je!” zostanie zapamiętane przez wielu. Odwiedziliśmy z naszą wystawą 9 nadmorskich miejscowości. Zebraliśmy ponad 22 tysiące podpisów nad morzem i w Internecie. Całkiem niezły wynik. W te sierpniowe działania zaangażowało się ponad 30 wolontariuszy z całej Polski.

Może w przyszłym roku wyruszymy jeszcze raz ….
Dziękujemy Wam wszystkim!

Zachody i Wschody...

Łeba, wspaniały słoneczny dzień, wstajemy o siódmej rano by zająć miejsce na plaży, śniadanie zjadamy dopiero po rozwieszeniu wystawy. Decyzja przemyślana, trzy godziny później na piasku nie ma już wolnej przestrzeni. Ludzie tłoczą się w ścisku, małe szanse by ktoś zechciał sam podejść do naszego stoiska, bierzemy każdy listę i ruszamy w plener.

Ja idę aż pod molo i zaczynam zagadywać plażowiczów. Trochę niezręcznie się czuję przerywając opalanie ludziom leżącym na ręcznikach za parawanami, ale szybko spotykam się z wyrazami sympatii. Ośmielony tym staram się rozmawiać z większością, opowiadać o planowanym rezerwacie, ale w przeciwieństwie do Ustki mam małe szanse wykazać się krasomówstwem. Większość letników tak naprawdę nie ma ochoty na długie rozmowy, gdy słyszą, że chodzi o ochronę przyrody, kiwają głowami i podpisują.

Szybko orientuję się, że najłatwiej mi idzie z dwiema grupami: młodymi (podpisują prawie wszyscy) i najstarszymi (szczególnie przyjazne są nobliwie wyglądające emeryckie małżeństwa). Po twarzach widać, że to ludzie szczęśliwi, zadowoleni z życia. Najgorzej jest z samotnymi ludźmi w średnim wieku, czasem odpowiadają burkliwie, nieprzyjemnie. Po pewnym czasie już z wyrazu twarzy orientuję się do kogo lepiej nie podchodzić. Kilka razy, gdy wspominam o rezerwacie, słyszę: nas to nie interesuje. Zastanawiam się, jaką świadomość mają ludzie, którzy przyjeżdżają nad morze, ale nie chcą go chronić, jaki sposób myślenia stoi za tym, że ktoś pełną garścią korzysta z uroków przyrody, a nie jest w stanie się zdobyć na złożenie banalnego podpisu w jej obronie.
Mijają godziny, żar leje się z nieba i koszulka GP staje mokra od potu; powoli przechodzi mi ochota na dłuższe konwersacje i staję się coraz bardziej schematyczny. Po zebraniu 180 podpisów wracam na miękkich nogach do naszego stanowiska. Pozostali wolontariusze mają nawet lepsze wyniki i też chronią się przed upałem. Mój podziw wzbudza mama Kasi Guzek, która przyjechała nas wspomóc i samodzielnie zebrała 2 listy. Wypijam litr wody mineralnej, wskakuję na kwadrans do Bałtyku i dalej w drogę.

Upraszczam sobie zadanie, podchodzę głównie do grup ludzi w wieku 20-30 lat. W pewnym momencie trafiam na prawdziwą żyłę złota: rozłożony pokotem na piasku młodzieżowy obóz kondycyjny klubów sportowych z Bielska-Białej i Wilkowic. Rozmawiam chwilę z szefem i za chwilę podpisują mi jak leci, razem prawie 30 osób. Niecała godzina i mam wypełnione 2 listy.

Po obiedzie wyruszamy ponownie: ambitny plan Magdy na dziś to 2000 podpisów; prawdziwe współzawodnictwo pracy. Dla urozmaicenia wyruszam na molo; widok licznych zakochanych par dobrze rokuje. Faktycznie, zrelaksowani, wyluzowani ludzie podpisują z uśmiechem. Gdy wracam, na stole piętrzą się góry wypełnionych list. Magda skrupulatnie liczy, wychodzi ponad 2000 podpisów. Ostatnie zbierają nasze dziewczyny od ludzi, którzy przyszli oglądać zachód słońca. Uszczęśliwiona Magda zaprasza nas na gofry.

Decydujemy się nie demontować wystawy; ja i Tomek zostaniemy na noc na plaży pilnować sprzętu. Przed nami chłodna noc na karimacie na piasku pod rozgwieżdżonym niebem; rano zapewne czeka nas rosa ale i perspektywa wschodu słońca....

100 pytań do...

No i Ustka – 2 dzień. Rano deszcz, potem słońce i silny zachodni wiatr. Rozkładamy wystawę, zaczynamy zbierać podpisy. Dla mnie – nowo przybyłego wolontariusza – to całkiem nowe doświadczenie. Z początku mam tremę, trzęsą mi się ręce z wrażenia, ale szybko się uspokajam: idzie nieźle. Najchętniej podpisują młodzi: "rezerwat morski? super!" Równie sympatyczne są nobliwie wyglądające starsze pary: "Bardzo dobrze, musimy chronić nasz Bałtyk, nie doceniamy tego co mamy w Polsce." Niektórzy pytają z jakich mórz pochodzą tak wspaniałe zdjęcia podwodne, nie chcą uwierzyć, że to nie cuda tropików a głębiny np. Zatoki Gdańskiej. Największe wrażenie robi widok cypla helskiego z lotu ptaka.

Niektórzy są dociekliwi: "A gdzie ten rezerwat? " Wyjaśniam, gdzie leży Kępa Redłowska, pokazuję zdjęcia z paralotni. "Aha, ale jaki z tym jest problem, że aż trzeba z petycją jeździć?" Tłumaczę cierpliwie, że w Polsce są problemy prawne z tworzeniem rezerwatów morskich, że w Danii i Szwecji już takowe są, a my chcemy właśnie zdopingować polityków do podjęcia odpowiednich kroków. Wtedy rozmówcy ożywiają się: jasne, panie, nasi politycy to tylko o stołkach myślą, a nie o przyrodzie, swoje wojenki toczą, a mogliby zrobić coś dla ludzi, choćby taki rezerwat na morzu.

Inni bywają nieufni: "Panie, a jak ten rezerwat powstanie, to tam nie będzie można chodzić, pływać, czy to dobrze?" Uspokaja ich wyjaśnienie, że teren nie ma być zamknięty, że obszar ten ma mieć znaczenie nie tylko naukowe, ale i edukacyjne. Przy niektórych osobach trzeba się nieźle nagimnastykować i wykazać wiedzą, przydały się warsztaty morskie zorganizowane niegdyś przez Magdę. Pytają o zupełne szczegóły: "A jakie jest zasolenie Bałtyku skoro to jakoby najsłodsze morze świata? A jak częste są wlewy oceaniczne? Gdzie można spotkać morświny?" Dwie osoby pytają o przyszły Gazociąg Północny.

Podpisuje jakieś 80-90% osób. Ci co odmawiają albo nie mówią nic, albo stwierdzają: "Panie, a co tam zmieni mój podpis? bo ja wiem kto za tym stoi?" Jeden mówi wprost: "Mi żadne rezerwaty nie są potrzebne, wy ekolodzy to byście cały świat zamienili w rezerwat." Trochę wytrącony z równowagi opowiadam to chwilę później sympatycznej parze dziewczyn, one śmieją się: "No, skoro ktoś lubi żyć na wysypisku śmieci…"

Nie mamy czasu podziwiać zachodu słońca, demontujemy wystawę i biegniemy do pobliskiej tawerny, gdzie zaczynamy wyświetlać nasz film.

Państwo są tu po to, żeby płacić!

Kolejna projekcja "Home-S.O.S Ziemia!". Wieczorem przenieśliśmy namiot, po czym ustawiliśmy nasz wspaniały ekran, kolumny, komputer i projektor.

Wszystko było gotowe, gdy okazało się, że projektor niestety nie jest w stanie zauważyć żadnego z przedstawianych mu komputerów i najprawdopodobniej jest to wina kabla. Do 21-szej brakowało 5-ciu minut, trybuny były pełne, a mi przypominała się tragiczna historia radzieckich marynarzy z arktycznej floty, którzy wprawdzie ewakuowali się z tonącego okrętu i wszyscy znaleźli na tratwie pełnej zapasów wody i pożywienia, ale wszyscy pomarli z głodu, ponieważ ktoś z tej tratwy ukradł wcześniej jedyny otwieracz do konserw..

Sytuację uratował przemiły pan Darek, właściciel naszego baru, który nie tylko pozwolił nam wcześniej korzystać do woli ze swojego prądu, ale, dowiedziawszy się o naszych kłopotach, obdzwonił znajomych i kabel nam pożyczył. Film się trochę spóźnił, ale w końcu go puściliśmy i nawet nie byliśmy jego jedynymi widzami, którzy dotrwali do końca. Długi i ciężki dzień, ale w Darłowie skończyliśmy z niezłym wynikiem 3500 podpisów.

Dziś rano zapakowaliśmy wszystko do Transita, z rosnącym zdumieniem patrząc na topniejący stos naszych pakunków. Marcin, jako mózg całego przedsięwzięcia, wraz z dzielnie asystującym Grzesiem musieli chyba całe dzieciństwo spędzić grając nałogowo w Tetris, bo nie dość, że wszystko się zmieściło (łącznie z nami), to nawet część z nas była w stanie niemal normalnie oddychać. Nigdy nie widziałem tak wydajnie załadowanego samochodu, gdybym nosił czapkę, na pewno bym ją zdjął - brawo, chłopaki!

Do Ustki dojechaliśmy koło południa, po zameldowaniu się na campingu postanowiliśmy ruszyć na plażę. Nie obyło się, oczywiście, bez zdumienia, że 13 złotych to jedynie cena za jedną osobę, bez namiotu, samochodu itp, i oczywiście nie ma co liczyć w tym na takie luksusy jak mydło czy papier w łazienkach, albo prąd. Jak to z wdziękiem sformułowała (przynajmniej uczciwa) szefowa campingu: "Państwo są tu po to, żeby płacić, a ja, żeby zarabiać pieniądze!" Nic dodać, nic ująć, powinni to sobie jako slogan marketingowy nad bramą zamieścić, zaraz obok napisu "Camping Morski 101" i uroczego "Niezamieszkałym wstęp wzbroniony". Ale nic to - morze rzeczywiście jest piękne, wychlapaliśmy się w nim i odpoczęli, a ja wyniosłem z tej plaży nauczkę, że jeśli wydawało mi się, iż słonie morskie na plaży są stłoczone, to ja naprawdę mało wiem o świecie..

Wieczorem rozstawiliśmy namioty, omówiliśmy jutrzejsze działania i trochę już zmęczeni całodziennym odpoczywaniem ochoczo ruszamy spać. Ciekawe, jak będzie jutro?

Kariera w Microsoft...

Doszedłem ostatnio do wniosku, że wysyłanie CV, Listów Motywacyjnych i Życiorysów, etc, etc... jest najzwyczajniej zbędne. Szczególnie jeśli chcesz dostać pracę w obrzydliwie wielkiej korporacji, takim Microsofcie np. Oczywiście musisz mieć dobrze rokujące hobby.

Obiecujące hobby to w tym przypadku Hakowanie stron. Ciekawe, czy nieznajomy, który nas odwiedził, starał się o etat w Microsofcie, czy tylko się bawił i postanowił z nas zadrwić, klikając telefonem komórkowym gdzieś w Południowej Afryce. Cieszę się, że już się znudził, a my dzięki bolesnej lekcji pt. "Bezpieczeństwo w Sieci" jesteśmy lepiej przygotowani na takie nietypowe podania o pracę... Na razie wolnych etatów BRAK :-)

Tylko u nas prawdziwe Disco Polo!

Do "Tour de Baltic" dołączyłem 16.08, ale dopiero teraz znalazłem chwilę, żeby coś o tym napisać. Darłowo i pobliski Darłówek od razu przywitały mnie tym, co nad polskim morzem najpiękniejsze: jednostajnym łomotem nastrojowej muzyki (na jednym z barów napisane było nawet "tylko u nas prawdziwe Disco Polo!"; wbrew pozorom nie był to przejaw samobójczej szczerości, a próba - ponoć nawet skuteczna - przyciągniecia klientów wonią przypalonych kiełbas, odpowietrzonego piwa i tonących w łoju frytek, a także plejadą postaci rodem z niskobudżetowych produkcji science-fiction.

Dopiero Magda uświadomiła mi, że to nie żadne lecznicze stroje stosowane w terapii groźnych, a tajemniczych schorzeń skory, tylko Ci ludzie naprawdę chcieli tak wyglądać... Hmm, cóż, dawno tu nie byłem. Następny dzień zaczął się wcześnie i w ogóle nie skończył - do domu wróciliśmy już po północy. Ale po kolei.

Rozstawianie wystawy i namiotu poszło nam na tyle sprawnie, że już o 9.30 staliśmy na darłowskim rynku zwarci i gotowi. Po porannej kawie w bardzo przyjaznym barze ruszyliśmy do roboty. Łowcy podpisów rozpełzli się po okolicy, ja zaś odkryłem w sobie powołanie do układania puzzli i zajmowania się stadkiem zachwyconych dzieciaków. Trzeba wiedzieć, że większość układaczy dzielnie targających wielkie, sklejkowe elementy, przy każdym gwałtowniejszym porywie wiatru stwarzała realne zagrożenie niespodziewanego odlotu. Na szczęście nie wiało zbyt często. Szło nam świetnie, tyle razy asystowałem przy układaniu naszego ślicznego obrazka, że czuję, iż sam bym już umiał.
Piękna pogoda, całkiem ładny rynek i przyjazne nastawienie przechodniów umilały nam czas aż do 17-tej, gdy z knajpianych głośników nagle gruchnęły przerażająco znajome dźwięki taniego syntezatora. Oto miejscowy zespół muzyczny przygotowywał się do tego, by czas umilić nam jeszcze trochę bardziej... No co tu mówić: ciężko było. Szesnastoletnia dziewczyna całkiem nawet ładnym głosem wyśpiewywała bardzo romantyczne ballady o tym, że fajnie by było znowu mieć dwadzieścia lat, poznawać świat i zdobywać kolejne dziewczyny, ale niestety wszystkie kochają się w Adamie, zaś Ewa stąd już wyjechała i może to moja wina.

Prosiła nas również, by pokochać jej marzenia, ale że chce mnie pocałować, więc chodźmy do lasu, mimo, że jest tam już Karliczek z Karolinką i butelką wina. Tylko oni szli do Gogolina, więc może ten las od całowania jest inny jakiś. Chyba tak, bo piosenki na ogół kończyły się konstatacją, że już nigdy się nie spotkamy, bo już skończył się czas, choć nasza miłość trwa, tra la la... Nie jestem pewien, czy to rzeczywiście była wszystko ta sama piosenka w trzech tomach (grali do 21 z dwiema krótkimi przerwami), ale z pewnością i rytm, i melodia się nie zmieniały... Jednego jestem pewien: po całym dniu spędzonym z sześciolatkami teksty te wydały mi się całkiem naturalne i bawiłem się świetnie!

CDN...

Morszczyn No More:-(

Czy ktoś jeszcze pamięta plaże po sztormie zarzucone morszczynem? Czy ktoś pamięta, że morszczyn obok bursztynu był symbolem Bałtyku. Ja pamiętam, że jako dzieciak, zbierałam go na plażach i wiozłam do domu jako pamiątkę.

Jedziemy sobie z naszą wystawą od Świnoujścia wzdłuż wybrzeża już kilkaset kilometrów. Dzisiaj jesteśmy w Darłowie. Przespacerowaliśmy się po wielu plażach. Miałam nadzieję znowu przywieźć do domu kawałek tej dziwnej rośliny, a tu się okazuję, że nic z tego! Czasami można znaleźć jeszcze na plaży pojedyncze kawałki plechy morszczynu ale to już nie jest nasz morszczyn, to rośliny przygnane prądami morskimi z innych regionów. Morszczyn w naszej strefie wyginał zupełnie około 20-30 lat temu. Nie ma go już nawet w podręcznikach do biologii.

Podróżując wzdłuż wybrzeża zastanawiam się, jaki morski gatunek wyginie następny? A może jednak trochę zmądrzeliśmy przez ostatnie dekady, zrozumieliśmy że przyroda bez nas poradzi sobie świetnie, ale my bez niej – nie bardzo…

Ilość zbieranych dziennie podpisów pod petycją o utworzenie rezerwatu przyrody na Bałtyku pokazuje, że jednak nasza świadomość i wrażliwość ekologiczna zaczyna w nas kiełkować. Ale podpisanie petycji, to tylko pierwszy krok, to nie wystarczy.

Bałtyk jest najsłodszym morzem świata i niech taki pozostanie. Nie uczyńmy go, przez swoją głupotę i ignorancję, morzem najbardziej zaśmieconym, najbardziej brudnym i najbardziej śmierdzącym. Załóżmy rezerwat, podpiszmy petycję.

Dusza Tęczowego Wojownika...

Właśnie wracałem pociągiem znad Biebrzy gdy Chlor odebrał wiadomość, że bardzo pilnie potrzebne są osoby do pomocy przy "Tour de Baltic" w Kołobrzegu. Dusza tęczowego wojownika nie pozwoliła pozostać mi obojętnym na wezwanie sióstr i braci tym bardziej, że przy okazji mógłbym spotkać się z moją wielką miłością z foundrisingu – Marzenką;)
Jak tylko wróciłem do domu przepakowałem się i ruszyłem nad Nasz Piękny Bałtyk. Na miejscu okazało się, że wolontariusze zmagają się akurat z rozstawieniem konstrukcji pod wystawę więc po krótkim ale radosnym przywitaniu się z Dominiką, Asią, Agatą, Moniką, Marcinem, Grześkiem i Krzyśkiem nie czekając na dyrektywy pomogłem rozstawić wystawę, stoisko, puzzle oraz maszt, na którym załopotała flaga z logo balitc tour'u – „Bałtyk Najsłodsze Morze Świata chrońmy je”.

Nie trzeba było długo czekać na osoby zainteresowane wystawą, które po jej obejrzeniu zjwiali się przy naszym stoisku aby zasięgnąć więcej informacji oraz aby podpisać się pod petycją do Ministra Środowiska w sprawie ochrony Bałtyku. Nasza wystawa oraz stoisko zostało oczywiście zauważone przez lokalne media, którym Marcin i Asia (pseudonim Helga) udzielili wszelkich informacji na temat Naszego przedsięwzięcia. Aura sprzyjała, humory dopisywały, mnie w udziale przypadła opieka nad puzzlami, które układały dzieciaki. Sprawiało im to chyba ogromną radochę zwłaszcza gdy ich oczom ukazywał się obrazek przedstawiający dno morskie z żyjącymi w nim stworzonkami.

W pewnym momencie przy naszym namiocie pojawił się nieoczekiwany gość. Mianowicie pod Nasz namiot Greenpeace'u przyleciała młoda mewa i przycupnęła w jego cieniu. Niby nic nadzwyczajnego 'mewa w cieniu', jednak okazało się, że ów ptak wybrał sobie nasze stoisko jako miejsce wydania ostatniego oddechu. Turyści ze zdziwieniem obserwowali mewę jednak po chwili stwierdzili, że wybrała dobre miejsce – "wiedziała gdzie przylecieć" – mówili. No nic, tak sobie myślę, że być może zatruła się żerując gdzieś w wodach przybrzeżnych Bałtyku lub na plaży, tudzież ten młody ptak pomylił dogaszonego papierosa ze skórką od chleba... Pewnie gyby tak przesiać przez sito piasek bałtyckich plaż to ów 'kiepów' byłoby więcej niż słynnego bursztynu...

Późnym popołudniem zamieniłem się zadaniami z Agata i ruszyłem zbierać podpisy pod petycją. Nasze zmagania przerwał jednak deszcz. Deszcz przeszkodził chwilowo w tourze, ale w kąpieli już nie. Niestety nie udało się mi namówić nikogo do towarzystwa więc sam pogalopowałem w kierunku morza. Jutro kolejny dzień, mam nadzieję, że jeszcze lepszy od dzisiejszego, piękna aura i uśmiechnięci ludzie oraz oczywiście duża ilość podpisów pod petycją do Ministra aby chronić Najsłodsze Morze Świata – Bałtyk.

HOME – Zły na Cały Świat.

Wyszedłeś kiedyś z kina zły? Tak najzwyczajniej w świecie zły? Ja kilka razy, nie tak dawno temu w trakcie filmu z jakimś Nicolasem Cagem. Zły, że coś mnie podkusiło by zmarnować dwie godziny żywota na gniot tak fatalny i pusty jak zgniłe tekturowe pudło na śmietniku. Niedawno obejrzałem film "Home-S.O.S Ziemia!". W małym studyjnym kinie. Znów wyszedłem wściekły i trochę smutny. Nie na film. Na cały Świat, a przede wszystkim na to, że to małe studyjne kino jest za małe i za studyjne by pomieścić wszystkich nas, którzy ten film koniecznie obejrzeć powinni.

Wyszedłem i pobiegłem do sklepu i tego samego dnia miałem już w ręku kopię Blue-Ray. Kilka telefonów do przyjaciół, a potem krótki wpis na Blipie i Facebooku z linkiem do pobrania HOME. Chciałem żeby wszyscy go zobaczyli. Jak najszybciej. Doczłapałem do domu, z synkiem uwieszonym na szyi wetknąłem ukochanej Magnezji zafoliowane niebieskie pudełko, zakręciłem szybko jakąś sałatkę, chwyciłem kieliszek wina, Niunio na kolanach, Magnezja w fotelu. Oglądamy. I obejrzymy znów, tym razem na plaży podczas Tour de Baltic... Przyjedź do nas.

Będziesz mógł poczuć to co my, zakochać się i wkurzyć, żeby tymi samymi emocjami dzielić się z innymi, przeżywać HOME na plaży jeszcze raz. Ciężko powiedzieć coś więcej. To tak jak miałbym wytłumaczyć komuś kto nigdy nie widział obrazów Monet'a, że są obłędnie piękne (są!) i komuś kto nigdy nie czytał Marquez'a, że jego książki są erotycznie wręcz genialne (ba!). I nie chodzi tu o pompatyczne puste słowa, ale o ten moment, tę jedną chwilę podczas seansu, która daje Ci poczucie zrozumienia, mądrości, lekkości umysłu, a w przypadku HOME, szacunku dla natury.

Premiera HOME miała miejsce 5 czerwca w Międzynarodowy Dzień Ochrony Środowiska. Yann Arthus-Bertrand - fotograf znany z bestsellerowego obrazu „ Ziemia widziana z nieba”, oraz Luc Besson, stworzyli niebanalny hołd dla piękna planety i jej delikatnej harmonii. Wszystko w tym filmie i wszystko co dotyczy tego filmu jest wyjątkowe. Liczba miejsc odwiedzonych przez ekipę, sposób dystrybucji, reżyser, producent, muzyka, kosmiczne wręcz zdjęcia. Film kręcony był w 54 krajach, kompozytor utworów pochodzi z Izraela, muzyka została zarejestrowana we współpracy z Budapest Symphony Orchestra i The Shanghai Percussion Ensemble, wykorzystano również tradycyjne instrumenty ludowe z całego świata i przejmujące śpiewy wokalistów i chórów z takich krajów jak: Armenia, Mongolia czy Iran. Oprawa muzyczna powala na kolana - kompozycje Armanda Amara podkreślają niezwykłość całej produkcji, malują dźwiękiem tak samo jak Bertrand maluje kamerą.

W filmie nie ma dialogów, klasycznej akcji ani typowych aktorów. Obraz i muzykę dopełnia narracja, niebanalna bo mówi do nas główny bohater – Ziemia. Spokojnym, pełnym zrozumienia, nostalgicznym tonem (genialna Glenn Close w wersji angielskiej) opowiada o swojej przygodzie z zaskakującym i niepokojącym gościem – Człowiekiem.

"Home-S.O.S Ziemia!" gwarantuje niezapomniane 2 godziny spędzone razem z najpiękniejszymi miejscami na naszej Planecie. Film zachwyca, pod każdym względem. Kto wie, jeśli uda Ci się zakochać w nim i jednocześnie poczujesz w sobie ten gniew, który ja czułem wychodząc z kina, może uda nam się te emocje zamienić w odrobinę świadomości i odwagi, by odpowiedzieć na coraz głośniejsze wezwanie S.O.S. - jakim płacze do nas Zielona Planeta. Zacznijmy od drobnej rzeczy: Podpiszmy naszą Bałtycką Petycję...

Gokarty rules.... ;-)

Hej ,

Dziś spędziliśmy pracowity dzień w Dziwnowie. Pomimo małego ruchu w okolicach naszego stoiska zebraliśmy znowu ponad 1000 podpisów i udało nam się porozmawiać z niemal każdym plażowiczem. Z reguły spotykaliśmy się z miłymi reakcjami choć było też paru podchmielonych, wszystkowiedzących przechodniów. Furore wśród dzieciaków zrobiły puzzle, wielki respect dla Ani z Chrzanowa, która przez cały dzień cierpliwie przy nich trwała. Odwiedziła nas również dziennikarka Głosu Szczecina, która wydawała się być bardzo zainteresowana naszą działalnością.

Pod koniec dnia w ramach relaksu postanowiliśmy siać postrach na gokartach (oczywiście na ekologicznych gokartach na pedały). Marcin Drobny wpadł na genialny pomysł, mianowicie jutro planujemy zorganizować wśród dzieciaków wyścig gokartów a więc będzie się działo :). Jak na mój pierwszy dzień było super i oby tylko tak dalej. To tyle na dziś.

Pozdrawiam,
Asia z Katowic

Dzień Wolny... prawie

Siema wszystkim z tej strony znów Paweł:) Tym razem zwięźle.

Tour trwa w najlepsze, jednak dziś mieliśmy dzień wolny od stoiska na Tourze, aczkolwiek wcale za dużo nie leniuchowaliśmy. Tylko trochę dłużej pospaliśmy, później szybko spakowaliśmy i przejechaliśmy do Dziwnowa. Na miejscu zrobiliśmy szybki reaserch terenu i okazało się, że miasto jest bardzo małe i jest strasznie mało ludzi w terenie poza plażą oczywiście;-)

Strategicznie mysląc nasze stoisko rozstawiliśmy przy głównym wejściu na plażę od ulicy Kochanowskiego, gdzie jak przystało na główne wejście .....chodzi bardzo mało ludzi :-( Ale głowa do góry. Niezrażeni tym faktem udaliśmy się na obiad a później poszliśmy na plażę wygrzewać się i odpoczywać przed dalszymi pracami. Po południu zrobiliśmy generalne porządki w skrzyniach i autku na naszym "polu namiotowym".

Pożegnaliśmy się też z naszymi dwoma aktywistami: Magdą z Krakowa i Piotrkiem ze Szczecina,ale w zamian dołączyła do nas Ania z Chrzanowa a niebawem powitamy Asię z Katowic.

Martucha się Cieszy... ;-)

Hej Wszystkim z tej strony Martucha aktywiskta z Wrocławia:)
Dziasiejszy dzień był genialny! Stawiamy sobie coraz wyżej poprzeczkę i udaje się, zebraliśmy dzisiaj około 2000 podpisów pod naszą morską petycją!!! Do walki motywowali nas ludzie, którzy popierają nasze działania i życzą powodzenia:)

Wystawa zrobiła furorę wśród międzyzdrojskich turystów, dla każdego było coś ciekawego, szczególnie dzieci miały dużo radochy mogąc układać puzzle i malować.
Wieczorny pokaz filmu "HOME" przyciągnął tłumy...

Z czystym sumieniem muszę przyznać że odwaliliśmy kawał dobrej roboty, my aktywiści jak i nasi fundraserzy:) Międzyzdroje opuszczamy z uśmiechem na twarzy, i z myślą o nowych rekordach:) Jutro dzień chiloutu dlatego zabieram ekipę w swoje nadmorskie okolice do Wisełki gdzie skorzystamy z pustej plaży i słońca:) Buzia

Bałtycki Tour w Międzyzdrojach!

Dzisiejszą notkę z Touru pisze wolontariusz Paweł z Tarnowskich Gór.
Jak już Magda wcześniej napisała pogodę mamy coraz lepszą, wręcz idealną do pracy na świeżym powietrzu. Prace jak zwykle rozpoczęliśmy od rozstawienia naszego stoiska wystawowego. Mamy bardzo fajne miejsce w samym centrum deptaka.
Dzisiaj do naszej ekipy dołaczyło dwóch aktywistów: Marta z grupy wrocławskiej oraz Radek z grupy krakowskiej. Na początku bylo bardzo ciężko ale wspólnymi siłami pobiliśmy rekord w ilościach podpisów pod petycją. Zebraliśmy ich ponad 1000!!!

Magda Figura udziela wywiadów jak szalona, mamy więc nadzieję, że dzięki temu nasz Bałtycki Tour uzyska jeszcze większy rozgłos i ludzi jeszcze bardziej zainteresuje to co się dzieje z naszym morzem:) Dzisiaj ma wpaść do nas kolejny redaktor jakaś Big Fish:-0 więc oczywiście bedziemy sławni, ba.Po udanym dniu relksowaliśmy się na plaży korzystając z fajnej pogody. Dzięki wspaniałomyślności Magdy F. i Marcina D. moglismy dzisiaj wieczorem troche odetchnąć i poszaleć. Dzięki temu mieliśmy ekstra integrację z fundraiserami przy wegetariańskim grillu :). Walczymy mocno, także trzymajcie za nas kciuki aby udało się nam pobić następny rekord!!!

Paweł!

Ratujmy Mazury

„Tygodnik Powszechny” rozpoczął ogólnopolską dyskusję na temat powołania Mazurskiego Parku Narodowego i ochrony jednego z najpiękniejszych polskich pejzaży. W najnowszym numerze o potrzebie powołania Parku pisze Michał Olszewski, redaktor „Tygodnika” i autor „pierwszej powieści ekologicznej”, książki „Low-tech” (recenzja już wkrótce na naszym blogu):

„Współczesne Mazury to nie tylko piękny pejzaż, ale również fatalna architektura, która od 20 lat bez przeszkód rozkwita w polodowcowym krajobrazie – okolice Mikołajek, Mrągowa czy Węgorzewa zapełnione są bezstylowymi domami i hotelami, jakich pełno w każdym kącie kraju; to zabudowane brzegi jezior; brak spójnej wizji rozwoju, godzącej ochronę przyrody z interesami miejscowych; brak infrastruktury, która zmniejszyłaby wpływ turystów na środowisko; brak pomysłu na rodzaj turystyki, jaką powinniśmy preferować w tym regionie; to w końcu pojawiające się co jakiś czas pomysły modernizacyjne w rodzaju prostowania krętych dróg i wycinania przydrożnych drzew. Szerokie drogi mają przyciągnąć mitycznych inwestorów, którzy rozwiążą dotkliwe problemy bezrobocia, rzekomego zapóźnienia cywilizacyjnego, braku perspektyw poza sezonem turystycznym. (...) Pomysłem na zachowanie tej specyfiki, trwonionej beztrosko zarówno w czasach PRL-u, jak i po 1989 roku, jest powołanie w najcenniejszej części Mazur, dziś objętej statutem parku krajobrazowego, parku narodowego.”

Apel „Tygodnika” do premiera i ministra ochrony środowiska podpisało 37 znanych postaci życia publicznego, które ze szczególną uwagą przypatrują się Mazurom, m.in. Wisława Szymborska, Andrzej Wajda, Krzysztof Penderecki, Andrzej Strumiłło (członek rady naukowej Wigierskiego Parku Narodowego), Wojciech Kass (kustosz muzeum Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Praniu), Kazimierz Brakoniecki (współzałożyciel olsztyńskiego stowarzyszenia Wspólnota Kulturowa „Borussia”), Józef Górniewicz (rektor Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego), Krzysztof Worobiec (prezes Stowarzyszenia na Rzecz Ochrony Krajobrazu Kulturowego „Sadyba”), Justyna Żołnierowicz-Jewuła (dyrektorka Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie). Wzywają:

„Podpisujemy się pod tym listem przekonani, że ochrona jednego z najpiękniejszych miejsc w kraju wymaga wspólnego działania. Apelujemy do rządu o podjęcie negocjacji z lokalną społecznością i opracowania zasad, które doprowadzą do powołania Mazurskiego Parku Narodowego, jednocześnie zapewniając warunki rozwoju mieszkańcom terenów włączonych w teren parku.

Byłoby ironią, gdyby region pretendujący do miana jednego z 7 naturalnych cudów świata pozostawał przez kolejne dziesięciolecia bez ochrony należnej wspólnemu - polskiemu, europejskiemu i światowemu dziedzictwu przyrodniczem.”

Pod apelem podpisuje się także polski Greenpeace w osobie dyrektora – Roberta Cyglickiego. Was też do tego serdecznie namawiam. Więcej informacji tutaj

mazury.tygodnik.com.pl

Tour de Baltic rozpoczęty!

Stało się, tour wyruszył, także Online. W niedzielę późnym popołudniem wystartowaliśmy spod biura w Warszawie. A tak przy okazji, mamy nowie biuro z dużą przestrzenią magazynowo – warsztatową. Dzięki temu przygotowania do całej wyprawy były znacznie łatwiejsze. Zerknijcie na logo:Pierwszym miastem na naszej trasie było Świnoujście. Dotarliśmy tam nad ranem w poniedziałek i mimo nieprzespanej nocy, bez marudzenia zabraliśmy się do przygotowywania wystawy i wszystkich innych atrakcji. Niestety w połowie przygotowań przegoniła nas z plaży burza z piorunami, ulewa i bardzo silny wiatr. Morze podczas takiej pogody wygląda naprawdę groźnie. Ech, lato tego roku mało letnie…

Natomiast wczoraj było znacznie lepiej. Rozstawiliśmy wystawę. Przygotowaliśmy stanowiska do zabaw dla dzieciaków i zabraliśmy się do pracy. Jest nas dziesięcioro, wolontariusze z całego kraju - Kraków, Katowice, Tarnowskie Góry, Warszawa, Szczecin, Gdańsk. Równolegle z nami podróżuje ekipa fundriserów.Wystawa cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Wiele osób, oglądając zdjęcia, nie wierzy, że w Bałtyku faktycznie jest tak bujne życie. Tym chętniej podpisują petycję, by jak najszybciej utworzyć pierwszy rezerwat przyrody na morzu, który zapewni bezpieczne schronienie prezentowanym na zdjęciach przedstawicielom morskiego świata.

W ciągu jednego dnia zebraliśmy ponad 600 podpisów pod petycją. Jestem ciekawa, ile podpisów zostało oddanych przez Internet?

Dzisiaj kolejny dzień. Międzyzdroje. Pogoda coraz ładniejsza. Myślę, że ten pierwszy dzień niepogody był dla nas sprawdzianem. Zdaliśmy go na 6. I od dzisiaj czekają nas tylko słoneczne dni. Dzisiaj dajemy sobie za cel zebranie 1000 podpisów pod naszą petycją. Jeden tysiąc w Międzyzdrojach, jeden tysiąc w Internecie, fajnie by było…

Polscy aktywiści na kominach włoskich elektrowni

Pięcioro polskich aktywistów od rana bierze udział w akcjach bezpośrednich w czterech elektrowniach węglowych we Włoszech. W dzisiejszej akcji a raczej równoległych akcjach , bierze udział ponad 100 osób. Nie przypadkowo takie wzmożone demonstracje mają miejsce akurat dziś. We Włoszech rozpoczął się właśnie szczyt G8. To właśnie przywódcy największych gospodarek świata mogą podjąć realne działania na rzecz ratowania klimatu.

Jak przebiegają obecnie nasze akcje we Włoszech?

Brindisi, Południowe Włochy – 6 aktywistów okupuje taśmociąg największej elektrowni węglowej we Włoszech. Dodatkowo 7 ekologów wspięło się na komin elektrowni. Co roku elektrownia emituje 14 mln ton CO2.

Elektrownia Fusina w Maghera (nieopodal Wenecji) – 5 aktywistów okupuje taśmociąg, 15 wspinaczy wspięło się na komin oraz znajdujący się pobliżu dźwig. Ekolodzy rozwiesili transparenty „G8: TAKE CLIMATE LEADERSHIP” („G8: CZAS NA KLIMATYCZNE PRZYWÓDZTWO”) oraz „ENERGY REVOLUTION = GREEN JOBS” („REWOLUCJA ENERGETYCZNA = ZIELONE MIEJSCA PRACY”).

Porto Tolle, Północne Włochy – 6 aktywistów wspięło się komin elektrowni, która z elektrowni olejowej ma zostać zamieniona na węglową. Realizacja tego przedsięwzięcia doprowadzi do rocznej emisji dodatkowych 10 mln ton CO2.

Elektrownia Savona w miejscowości Vado Ligure – 11 wspinaczy wspięło się na oba kominy elektrowni. Na jednym z nich rozwiesili transparent “TIME TO LEAD ON CLIMATE” („CZAS NA KLIMATYCZNE PRZYWÓDZTWO”).

Tutaj możecie śledzić wydarzenia na bieżąco.

Jak korzystać z internetu na czubku świata?

Najbardziej ekologiczny lodołamacz świata, czyli należący do Greenpeace Arcic Sunrise, jest obecnie u wybrzeży Grenlandii, gdzie w ramach ekspedycji arktycznej dokumentowane są skutki zmian klimatu. Na pokładzie znajduje się międzynarodowa załoga oraz naukowcy, którzy będą badać właściwości lodowca Patermana.

Arctic Sunrise jest teraz na samym czubku świata, a dokładnie na wysokości 82 równoleżnika. Nie trudno wyobrazić sobie, że komunikacja ze statkiem w takich warunkach musi być utrudniona. Skąd zatem mamy te wszystkie informacje ze statku? Skąd te fantastyczne zdjęcia jakie robi dla nas genialny fotograf Nick Cobbing? Biorąc pod uwagę to, że nawet zasięg satelitarny jest tam ograniczony przesyłanie maili, nie mówiąc o zdjęciach czy nagraniach, które trzeba kompresować do niewiarygodnie małych rozmiarów zanim umieści się je na fpie.

Załoga ściąga maile co sześć godzin za pomocą satelitarnych telefonów iridium zainstalowanych na szczycie masztu. Zdjęcia i nagrania blokują całkowicie i skutecznie łącze internetowe. W skrócie wygląda to tak, jak internet typu dial up z końca lat 90tych, ale jest znacznie wolniejszy. Załoga nie ma więc dostępu do youtuba, facebooka czy twittera.





Rząd Japonii jest największym wrogiem wielorybów

Dokument przedstawiony wczoraj na spotkaniu Międzynarodowej Komisji Wielorybniczej na Maderze jasno pokazuje, że Japonia jest światowym liderem w procederze zabijania wielorybów. Wielorybnictwo prowadzone przez Japończyków jest tłumaczone pretekstem badań naukowych. Od ponad dwudziestu lat nie można komercyjnie polować na walenie.

W dokumencie, „Połowy członków Międzynarodowej Komisji Wielorybniczej w sezonie 2008/2009” czytamy, że Japonia zabiła 1004 wieloryby, głównie płetwale karłowate. Każdy z nich zginął w imię „nauki”. Dodatkowo, co trzecim wielorybem zabitym na Oceanie Południowym była ciężarna samica. W ramach badań zabito też 4 karmiące samice (samice płetwali karłowatych karmią młode przez okres ok. 5 miesięcy). Nie wiadomo co stało się z osieroconymi młodymi.

Nowy Rząd Islandii zobowiązał się do zrewidowania swojego programu wielorybniczego. Norwegia zaprzestała tegorocznych polowań ze względu na niskie zainteresowanie produktami z mięsa wielorybów. Tymczasem Japonia nie zamierza rezygnować z polowań.

Czy IWC uratuje wieloryby przed wygnięciem?

Portugalska wyspa Madera, gości od dziś delegacje z 85 państw, które biorą udział w corocznym spotkaniu Międzynarodowej Komisji Wielorybniczej (IWC). Po raz pierwszy uczestniczy w nim delegacja z Polski. Najważniejsza decyzja jaka powinna zapaść na tym spotkaniu to całkowita rezygnacja z prowadzenia projektów badawczych polegających na zabijaniu waleni. Pod takim pozorem Japonia co roku zabija prawie tysiąc wielorybów, głownie płetwali karłowatych.

Madera to idealne miejsce do rozmowy o przyszłości wielorybów. W 1981 roku nastąpił tu wielki przełom, wyspiarze podjęli decyzję o tym, by zaniechać wielorybnictwa na rzecz ochrony największych ssaków świata. Madera ma obecnie najlepiej rozwinięty w skali świata sektor turystyki opartej na obserwacji wielorybów. To kolejny przykład na to, że żywe wieloryby są warte więcej niż martwe.

IWC stoi w obliczu ogromnego wyzwania. Kraje sprzeciwiające się wielorybnictwu zabiegają o reformę organizacji i przekształcenie jej w instytucję chroniącą ssaki morskie. Nie ma czasu do stracenia. Kolejne gatunki wielorybów, delfinów i morświnów trafiają na czerwoną listę gatunków zagrożonych. Na barkach delegacji spoczywa ogromny obowiązek ale i szansa na uratowanie zagrożonych populacji przed losem jaki spotkał między innymi delfina baji (Chiny), którego naukowcy dwa lata temu uznali za gatunek wymarły.

Wiek XX to czas w którym ludzkość poczyniła wiele spustoszeń wśród populacji wielorybów na całym świecie. Rozwój dalekomorskiej floty wielorybniczej, udoskonalenie technik namierzania i metod polowania na nie, przyczyniły się do drastycznego spadku liczebności waleni. Wiele lat ochrony ciągle nie przynosi oczekiwanych efektów. Na odbudowę poszczególnych populacji trzeba będzie czkać dziesięciolecia. Nie mamy czasu do stracenia. IWC teraz właśnie ma niepowtarzalną możliwość dokonania przemiany z organizacji zarządzającej zasobami w organizację działającą na rzecz odbudowy gatunków.

Specjalne wydanie Interantaional Herald Tribune

Politycy, urzędnicy, dziennikarze i tysiące osób od Nowego Jorku po Pekin i Brukselę, które przeczytały wczorajsze specjalne wydanie dziennika „International Herald Tribune” rozpoczęły dzień od przeczytania samych dobrych newsów. Nagłówek na pierwszej stronie musiał przykuć wzrok: „Szefowie Państw podpisali historyczne porozumienie w sprawie ratowania klimatu”. Ostatnia strona to reklama jednego z koncernów paliwowych, który „nawraca się” po protestach ekologów i rozpoczyna inwestycje w odnawialne źródła energii.

Ale zaraz, zaraz coś tu nie gra. Czy nowe porozumienie w sprawie klimatu nie powinno być podpisane na grudniowym szczycie klimatycznym, który odbędzie się w Kopenhadze? Więc może to gazeta z przyszłości? Data wydania 19 grudnia 2009.

Chciałabym żeby tak wyglądały pierwsze strony gazet po grudniowym szczycie, chciałby tego cały Greenpeace, mnóstwo organizacji pozarządowych i wszyscy ci którym nie są obojętne losy naszej planety. Nie mogąc doczekać się tych dobrych wiadomości sami przygotowaliśmy „wydanie specjalne” International Herald Tribune i rozdaliśmy je wczoraj 50 tysiącom osób na całym świecie. Mam nadzieję, że to działanie skłoni polityków do podjęcia konkretnych działań. Naukowych dowodów na postępowanie zmian klimatu nie da się zmienić, politykę zmienić można bardzo łatwo.

Internetowe wydanie International Herald Tribune

http://iht.greenpeace.org/

EUROPA POTRZEBUJE UNII EUROPEJSKIEJ – AKTYWIZM PRZY URNIE WYBORCZEJ

Jak możesz wpłynąć na polskie działania w sprawie powstrzymania zmian klimatycznych? Jak możesz powiedzieć „NIE” dla inżynierii genetycznej, tak by politycy posłuchali? Jednym z najlepszych sposobów aby wywrzeć presję na polskich decydentów to pójść do wyborów do Parlamentu Europejskiego.


Pewnie was to zaskoczy ale aż 70% europejskich regulacji dotyczących ochrony środowiska powstaje w Brukseli. To właśnie Parlament Europejski odgrywa ogromną rolę w kształtowaniu zasad, które później wpływają na mieszkańców całego kontynentu. To właśnie dlatego Greenpeace stworzył zespół „unijnych” specjalistów, którzy na co dzień patrzą na ręce politykom w Brukseli aby ich decyzje były zgodne z duchem odpowiedzialnego i zrównoważonego rozwoju.

Być może tej działalności nie widać na pierwszy rzut oka, gdyż nie jest oczywiście tak spektakularna jak nasze akcje, ale już od ponad 20 lat pracujemy za kulisami z europarlamentarzystami i innymi brukselskimi politykami. Czasami bywała to droga przez mękę ale myślę, że możemy się poszczycić kilkoma prawdziwymi osiągnięciami. Choćby tym, że to Unia Europejska gra w tej chwili pierwsze skrzypce w walce ze zmianami klimatycznymi, a europejskie prawa dotyczące ochrony przyrody są obecnie jednymi z najbardziej postępowych na świecie.

Pomiędzy 4 – 7 czerwca tego roku, ok. 400 milionów obywateli UE będzie miało możliwość wyboru członków Parlamentu Europejskiego, którzy będą reprezentować prawie pół miliarda Europejczyków. Wybory w Polsce odbędą się 7-go czerwca. Parlament Europejski jest jedyną instytucją unijną, na obsadę której obywatele mają bezpośredni wpływ. Wybór ten jest niezmiernie ważny ponieważ to właśnie europarlamentarzyści mogą uchwalić lub podważyć prawa, które wpływają na nas wszystkich.

Do tej pory Parlament Europejski był siłą napędową dobrych i ambitnych działań na rzecz ochrony przyrody. W 2006 europarlamentarzyści oparli się presji Komisji Europejskiej, która chciała ograniczyć zapisy regulacji dotyczących zakazu stosowania niebezpiecznych substancji chemicznych w produktach codziennego użytku (tzw. REACH). Parlament Europejski wsparł wtedy Greenpeace w jego zmaganiach z przemysłem chemicznym, które zmierzały do wymuszenia na producentach stosowania bezpiecznych zamienników toksycznych substancji w produkowanych przez nich towarach. Dzięki temu wszyscy jesteśmy bezpieczniejsi.

Unia Europejska jest obecnie jedną z największych gospodarek świata i można zaryzykować stwierdzenie, że Bruksela stała się światową stolicą ustanawiania nowych, postępowych praw dotyczących ochrony środowiska - czymś, czego nie mogą zignorować politycy od Waszyngtonu po Pekin. Siła Parlamentu Europejskiego w Unii zdecydowanie rośnie na przestrzeni ostatnich lat, podczas gdy, paradoksalnie, ilość głosujących w wyborach europejskich systematycznie spada od wyborów w roku 1979.

Greenpeace będzie kontynuował swoje zmagania w tworzeniu jak najlepszych regulacji dotyczących ochrony przyrody (w tym przede wszystkim produkcji energii), ale wierzymy, że siła tkwi w ilości – przyszłość naszej planety leży w rękach milionów ludzi, którzy muszą zachowywać się odpowiedzialnie i działać, nawet jeśli miałoby to być tylko pójście do wyborów. Politycy muszą poczuć tę siłę milionów, przed którymi odpowiadają. Muszą skończyć z ociąganiem się i zdać sobie sprawę, że najszybszym wyjściem z dotychczasowej rutyny, która m.in., doprowadziła do obecnego kryzysu, jest inwestowanie w zrównoważoną produkcję i konsumpcję oraz rozpoczęcie zielonej rewolucji, która może dać pracę milionom i ponownie wyprowadzić gospodarkę na tory rozwoju.

Ruszcie się z domu i zagłosujcie. Naprawdę warto


Mark Breddy
Biuro Europejskie Greenpeace w Brukseli

Tłumaczył: Jacek Winiarski

Polacy przejmują się zmianami klimatu….

CBOS opublikował dziś wyniki badania opinii publicznej „Polacy wobec zmian klimatu”, przeprowadzone na zlecenie Ambasady Brytyjskiej w Warszawie. Okazuje się, że w zdecydowanej większość traktujemy problem zmian klimatu bardzo poważnie – tak uważa bowiem aż 81,7 % respondentów (32,5% odpowiedziało, że zmiany klimatu są problemem bardzo poważnym, a 49,2% - że raczej poważnym).

Cieszy fakt, że w zdecydowanej mniejszości są zwolennicy teorii o wyłącznie naturalnych przyczynach tych zmian są w zdecydowanej mniejszości (6,1%). Ponad 50 procent badanych uważa, że zmiany klimatu zachodzą w wyniku zarówno zjawisk naturalnych jak i działalności człowieka. 38,4% jest przekonana, że zjawiska te uwarunkowane są wyłącznie przez destrukcyjną działalność człowieka. Nadzieją napawa też fakt, że większość widzi negatywny wpływ produkcji energii z nieodnawialnych źródeł energii – węgla czy ropy (80,9%), a jako sposób na ochronę klimatu podaje alternatywne źródła (słońce, woda, wiatr) (91,7%).

Co piąta osoba interesuje się w dużym stopniu tą tematyką i uważnie śledzi informacje na ten temat (20,4%, 3,9% odpowiedziało, że bardzo interesuje się tą tematyką i szczegółowo śledzi informacje na ten temat). Ponad połowa zaś interesuje się zmianami klimatu w sposób umiarkowany i zwraca uwagę tylko na wybrane informacje.

Zgodnie z wynikami, ponad połowa badanych czuje się dobrze poinformowana na temat zmian klimatycznych (47,4% - raczej dobrze, 4,6% bardzo dobrze.) Jednak wciąż jest to za mało, gdyż aż 31,2% procent badanych czuje się niedostatecznie poinformowany, a 13,6% nie wie na ten temat zupełnie nic. Osoby, które wiedzą na temat zmian klimatycznych więcej to badani o wyższym statusie społeczno-zawodowym, mieszkańcy dużych miast i co ciekawe, w większym stopniu mężczyźni niż kobiety. Respondenci, którzy nie mają orientacji w tej tematyce to w większości osoby starsze, z wykształceniem podstawowym i mieszkańcy wsi.

Wiedzę na temat zmian klimatu w przeważającej większości czerpiemy z telewizji (93,7%). Inne mass media (Internet, dzienniki, radio) wskazywane były mniej więcej przez 1/3 badanych.

Niestety, uważamy że walka ze zmianami klimatu oznacza wysokie koszty, i tylko 14,2% badanych traktuje ten problem aż tak poważnie, że uważa konieczne podjęcie działań bez względu na koszty dla gospodarki, zaś 31,1% podziela opinię, że problem zmian
klimatu jest dość ważny i należy podjąć odpowiednie działania, nawet jeśli wiążą się w wysokimi kosztami. Wygląda na to, że większość jest bardzo ostrożna – badani uważają, że należy działać stopniowo, mając na uwadze ograniczanie kosztów finansowych.

Co ciekawe, zdecydowana większość badanych jest przekonana, że lepszym rozwiązaniem jest promowanie i nagradzanie działań mających na celu ochronę klimatu, niż wprowadzanie regulacji nakazujących korzystanie z odnawialnych źródeł energii czy ograniczenie emisji czy wprowadzania podatków.

Odpowiedzialność za działania na rzecz zapobiegania zmianom klimatu bardzo chętnie zrzucamy na władze centralne (67,5%), dużo mniej badanych uważa, że tą tematyką powinny zajmować się władze lokalne, czy wreszcie my sami, indywidualnie.

Źródło: CBOS, Komunikat Badań nr BS/65/2009, Polacy wobec zmian klimatu,
Pełny raport z badań ukaże się w serii CBOS „Opinie i diagnozy”

Rocznica awarii elektrowni atomowej w Czarnobylu

Dokładnie 23 lata temu doszło do awarii reaktora elektrowni atomowej w Czarnobylu.
Skutki tej tragedii odczuwamy do dnia dzisiejszego.
Wideo, które zostało przygotowane przez Greenpeace z okazji 20 rocznicy nie wymaga komentarza.

Kolejna awaria reaktora atomowego w Hiszpanii

Dziś rano doszło do awarii jednego z reaktorów elektrowni atomowej w Santa Maria de Garona w Hiszpanii. To już trzecia awaria tej elektrowni w ciągu ostatniego miesiąca. 1 kwietnia nastąpiła eksplozja i pożar jednego z transformatorów elektrycznych. Stało się to po wymianie paliwa w elektrowni. 6 kwietnia nastąpiło zatrzymanie reaktora spowodowane wadliwym funkcjonowaniem jednego z zaworów bezpieczeństwa. Wszystkie wypadki były utrzymane w sekrecie przez firmę Nuclenor (właściciela elektrowni). Dzięki doniesieniom mieszkańców obszarów sąsiadujących z elektrownią zostały publicznie ujawnione przez Greenpeace i organizację Ekolodzy w Akcji.

Tym razem system kontroli bezpieczeństwa zadziałał bez zarzutu.

Zastanawiam się jednak jak długo każda wiadomość o awarii w reaktorze atomowym przyprawiać mnie będzie o trwogę? Jak długo będę się bać, że dojdzie do kolejnej tragedii, takiej jak ta sprzed 23lat w Czarnobylu? Ciągle mam w pamięci te wydarzenia, choć miałam wtedy zaledwie 8 lat i skutki tej tragedii bezpośrednio mnie nie dotknęły.

Nie każdy z nas zdaje sobie z tego sprawę, ale każdego dnia obchodzimy rocznicę wypadku związanego z energią atomową.

24 kwietnia 2003 Rosja, Majak, w zakładzie przeróbki wypalonego paliwa jądrowego dochodzi do emisji radioaktywnego gazu.
25 kwietnia 2004 Niemcy, Philippsburg, z reaktora atomowego wycieka radioaktywnie skażona woda z systemu chłodzącego.
26 kwietnia 1986 ZSRR, Czarnobyl, następuje eksplozja reaktora atomowego.


Rząd Polski chce zafundować nam elektrownię atomową w ramach Polityki Energetycznej Polski do 2030r. Nie ma ona żadnego uzasadnienia ekonomicznego, ekologicznego ani społecznego. Mało tego, niesie ze sobą zagrożenie i jest marnotrawstwem funduszy na które nie stać nas w obliczu kryzysu gospodarczego.

Adam Wajrak - Człowiekiem Roku Polskiej Ekologii

Dzielny obrońca Doliny Rospudy, dziennikarz ekologiczny a prywatnie nasz dobry znajomy Adam Wajrak został Człowiekiem Roku Polskiej Ekologii. Nagrodę przyznają co roku organizatorzy Dnia Ziemi. Do tej pory nagrodę tę otrzymali między innymi:

Andrzej Kassenberg – Instytut na rzecz Ekorozwoju,

Mira Stanisławska-Meysztowicz - Fundacja Nasza Ziemia,

Krzysztof Skóra – Stacja Morska

Serdecznie gratulujemy Adamowi i mamy nadzieję, że nagroda, którą dostał - Tarcza Wojownika Gai, posłuży mu do ochrony kolejnych cennych przyrodniczo obszarów Polski.

Bonn, Bonn i …

Święta, święta.. i po świętach. Chciałoby się powiedzieć Bonn, Bonn.. i po Bonn, gdzie tuz przed świętami zakończyło się pierwsze w tym roku spotkanie negocjacyjne nowego porozumienie klimatycznego. Tego jednak powiedzieć nie można gdyż przed nami już niedługo kolejna runda w … Bonn – tzw. Bonn 2, a potem cala seria kolejnych spotkań. Miedzy-COP-we konferencje stron konwencji klimatycznej (czyli te, które odbywają się w ciągu roku, dotyczą bardziej technicznych szczegółów, mniej interesują dziennikarzy i nie ma na nich tak wiele osób jak na grudniowych konferencjach COP) skupiają się na mało medialnych skomplikowanych kwestiach, ale panujący na nich nastrój mówi wiele o szansach osiągnięcia porozumienia w Kopenhadze. Atmosfera w Bonn choć nie była minorowa - z pewnością dzięki wspaniałej pogodzie i entuzjastycznemu przyjęciu na konferencji nowej administracji USA – była jednak napięta. Problemem, który narasta jak kula śniegowa jest brak zrozumienia pomiędzy krajami uprzemysłowionymi, a krajami rozwijającymi się. Te pierwsze nie mają ochoty na znaczące redukcje swoich emisji albo, jak Japonia, nieśmiało proponują, że zwiększą je tylko o 4 %; te drugie domagają się 45 % redukcji. I jak tu się porozumieć…?

Obserwując delegatów, ich dyplomatyczną grę, mocne argumenty natury moralnej, ekonomicznej czy politycznej mam zawsze niesmaczne wrażenie, że te negocjacje to jakieś targi dotyczące dochodowej sprzedaży jedwabiu albo jabłek. Nie mogę, po prostu nie mogę uwierzyć w to, że państwa, szczególnie te wysoko rozwinięte, z taką bezlitosną technokracją targują się o przyszłość naszej planety. Nie mieści mi się w głowie jak to możliwe, aby zatrzymanie nieodwracalnych zmian na Ziemi mogło być kwestią dyskusyjną. Z całą moją racjonalną wiedzą i w miarę przyziemnym oglądem świata – nie pojmuję jak bardzo można NIE rozumieć, że nie ma już czasu na dyskusję, że trzeba zacząć działać. Do Kopenhagi pozostało mniej niż 250 dni, a przepaść pomiędzy oczekiwaniami państw rozwijających się, a chęciami państw rozwiniętych jak tak głęboka jak Rów Mariański i dotyczy niemal każdej kwestii: wysokości redukcji, finansowania przyszłego porozumienia, pomocy technologicznej. Bonn, Bonn… i nie po Bonn, i piłka jest nadal w grze, tylko że każdy na boisku mówi w innym języku, a stawka rośnie.

Czysta energia receptą na .... (video)

.... kryzys




i zmiany klimatu....