Bonn, Bonn i …

Święta, święta.. i po świętach. Chciałoby się powiedzieć Bonn, Bonn.. i po Bonn, gdzie tuz przed świętami zakończyło się pierwsze w tym roku spotkanie negocjacyjne nowego porozumienie klimatycznego. Tego jednak powiedzieć nie można gdyż przed nami już niedługo kolejna runda w … Bonn – tzw. Bonn 2, a potem cala seria kolejnych spotkań. Miedzy-COP-we konferencje stron konwencji klimatycznej (czyli te, które odbywają się w ciągu roku, dotyczą bardziej technicznych szczegółów, mniej interesują dziennikarzy i nie ma na nich tak wiele osób jak na grudniowych konferencjach COP) skupiają się na mało medialnych skomplikowanych kwestiach, ale panujący na nich nastrój mówi wiele o szansach osiągnięcia porozumienia w Kopenhadze. Atmosfera w Bonn choć nie była minorowa - z pewnością dzięki wspaniałej pogodzie i entuzjastycznemu przyjęciu na konferencji nowej administracji USA – była jednak napięta. Problemem, który narasta jak kula śniegowa jest brak zrozumienia pomiędzy krajami uprzemysłowionymi, a krajami rozwijającymi się. Te pierwsze nie mają ochoty na znaczące redukcje swoich emisji albo, jak Japonia, nieśmiało proponują, że zwiększą je tylko o 4 %; te drugie domagają się 45 % redukcji. I jak tu się porozumieć…?

Obserwując delegatów, ich dyplomatyczną grę, mocne argumenty natury moralnej, ekonomicznej czy politycznej mam zawsze niesmaczne wrażenie, że te negocjacje to jakieś targi dotyczące dochodowej sprzedaży jedwabiu albo jabłek. Nie mogę, po prostu nie mogę uwierzyć w to, że państwa, szczególnie te wysoko rozwinięte, z taką bezlitosną technokracją targują się o przyszłość naszej planety. Nie mieści mi się w głowie jak to możliwe, aby zatrzymanie nieodwracalnych zmian na Ziemi mogło być kwestią dyskusyjną. Z całą moją racjonalną wiedzą i w miarę przyziemnym oglądem świata – nie pojmuję jak bardzo można NIE rozumieć, że nie ma już czasu na dyskusję, że trzeba zacząć działać. Do Kopenhagi pozostało mniej niż 250 dni, a przepaść pomiędzy oczekiwaniami państw rozwijających się, a chęciami państw rozwiniętych jak tak głęboka jak Rów Mariański i dotyczy niemal każdej kwestii: wysokości redukcji, finansowania przyszłego porozumienia, pomocy technologicznej. Bonn, Bonn… i nie po Bonn, i piłka jest nadal w grze, tylko że każdy na boisku mówi w innym języku, a stawka rośnie.

0 komentarze:

Post a Comment